Recenzja serialu

Gorejący krzew (2013)
Agnieszka Holland

Pochodnia wolności, płomień tragedii

Nie ma tu tak lubianych przez niektórych filmowców widowiskowych scen, chwytliwych sztuczek fabularnych mających sztucznie podbijać tempo i ekscytację widzów. Ale właśnie ten spokój, brak
Jakże się cieszę, że Agnieszka Holland potrafi jeszcze pozytywnie zaskoczyć. Jest jedną z najlepszych polskich reżyserek i reżyserów, a jednak jej ostatnie dokonania kinowe bolały mnie straszliwie. "Janosik" było groteskowym monstrum. Mimo nominacji do Oscara, "W ciemności" było niewiele lepsze. Holland w mojej opinii poległa pod ciężarem zbyt ambitnego projektu. A teraz nakręciła coś tak niesamowitego jak "Gorejący krzew". Od czasu "Europa, Europa" nie zrobiła nic równie dobrego.

Akcja tego trzyczęściowego obrazu rozpoczyna się 16 stycznia 1969 roku na Placu Wacława w Pradze. Czechosłowacja od pół roku znajduje się pod okupacją wojsk Układu Warszawskiego. Tego dnia student wydziału filozofii praskiego uniwersytetu, Jan Palach, oblał się benzyną, a następnie podpalił. Zostawił po sobie list, w którym wyjaśnił, że uczynił to w akcie protestu przeciwko ograniczeniu swobód obywatelskich i jako formę walki z okupacją. To, co widzimy później, to reperkusje, jakimi ten czyn odbił się na życiu i działalności innych. Obserwujemy zmagania matki i brata Jana z tragedią i komunistyczną propagandą. Przyglądamy się funkcjonowaniu czeskiej bezpieki, która musi ustalić, czy Palach działał sam, do tego zdyskredytować go i powstrzymać jego naśladowców. Widzimy studentów, dla których Jan stał się symbolem, i prawników walczących o sprawiedliwość i dobre imię Palachów przed wymiarem sprawiedliwości, który ze sprawiedliwością ma niewiele wspólnego.

Jak widać, Holland miała do wykorzystania bardzo wiele wątków. Ułożenie z tego sensownej całości, która byłaby czymś więcej niż tylko wyliczanką faktów, to przedsięwzięcie niezwykle ambitne. Tym razem jednak reżyserka podołała zadaniu. Z mistrzowską zręcznością żongluje poszczególnymi wątkami fabularnymi. Misternie splata je w całość, która robi piorunujące wrażenie. Na szczególne uznanie zasługuje część pierwsza, w której udało się Holland zmieścić tak potężną dawkę emocji, że wątpię, by znalazł się choć jeden widz, którym nie wstrząśnie to, co zobacz; który nie da się porwać wzruszeniu na widok bólu matki w obliczu niewyobrażalnej tragedii. To, co zrobiła Holland w pierwszej części, można uznać za jedno z czołowych dokonań polskich filmowców ostatnich 10 lat.

Pozostałe dwa odcinki nie są aż tak dobre, ale to wciąż rzecz ponadprzeciętna. Holland konsekwentnie odsłania przed nami bezwzględną prawdę o życiu w kraju totalitarnym. Nie ma tu tak lubianych przez niektórych filmowców widowiskowych scen, chwytliwych sztuczek fabularnych mających sztucznie podbijać tempo i ekscytację widzów. Ale właśnie ten spokój, brak chodzenia na skróty, staranność w kreowaniu iluzji autentyczności sprawiają, że opowiedziana przez Holland historia robi takie wrażenie. Nic tak nie uderza widza jak prostota, ba, codzienność działań służb bezpieczeństwa mających na celu zniszczenie człowieka.

Sukces "Gorejącego krzewu" to nie tylko zasługa reżyserki i autora scenariusza. Na wszystkie peany pochwalne zasługuje autor muzyki Antoni Komasa-Łazarkiewicz. Kompozycje w sumie są proste, ale zachodzą za skórę i doskonale dopasowują się do tego, co dzieje się na ekranie. Kilka kreacji aktorskich też utkwi w pamięci widzów. Moją uwagę zwróciły przede wszystkim dwie kobiety. Pierwszą jest Jaroslava Pokorná w znakomitej roli matki Jana Palacha. Co ciekawe, urodziła się zaledwie dwa lata przed Palachem, a zatem opisywane w filmie wydarzenia oglądała jako 23-latka. W "Gorejącym krzewie" ma kilka fantastycznych scen, jak choćby ta, w której dowiaduje się o śmierci syna, bądź ta, kiedy przestaje sobie radzić z nękającymi ją ludźmi z bezpieki. Drugą aktorką wartą zauważenia jest Tatiana Pauhofová w roli adwokat, która stanie do nierównej walki po stronie rodziny Palacha. Pauhofová świetnie pokazała swoją bohaterkę jako przebojową prawniczkę, ale i kobietę niepozbawioną słabości i lęków.

Po obejrzeniu "Gorejącego krzewu" i porównania tego z ostatnimi kinowymi dokonaniami Agnieszki Holland nie mam wątpliwości, że reżyserka powinna dać sobie spokój z kinem. Telewizja zdecydowanie bardziej służy wydobyciu na światło dziennego jej niezaprzeczalnego talentu.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones